Pięć bezcennych nagrań triów Billa Evansa

Producent Orrin Keepnews, Scott LaFaro, Bill Evans i Paul Motian (od lewej) tworzą historię Jazzu w The Village Vanguard w 1961 roku (fot. Steve Schapiro)

Producent Orrin Keepnews, Scott LaFaro, Bill Evans i Paul Motian (od lewej) tworzą historię Jazzu w The Village Vanguard w 1961 roku (fot. Steve Schapiro)

Ten artykuł pojawił się jako boczny pasek do okładki numeru majowego.

Explorations

(Riverside, 1961)
Explorations ustanowiło Kult Billa Evansa. Największy interpretator Evansa, krytyk Gene Lees, opisał kiedyś doświadczenie słuchania jego pierwszego albumu Evansa: „do tego czasu zakładałem, choć nieświadomie, że tylko ja mam w nim wyrażone uczucia.”Te uczucia są ukryte w ciszy między akordami Evansa, w ciszy jego dotyku, a nawet w niejednoznacznych, ulotnych relacjach z czasem Paula Motiana. W „Nardis” Evans ledwo dotyka tematu, a następnie ufa tym uczuciom basistowi Scottowi LaFaro. Z długimi, płynnymi liniami wywodzącymi się z wewnętrznej ciemności, LaFaro zabiera te uczucia głębiej, a trio fortepianowe zostaje uwolnione na zawsze.

Waltz for Debby

(Riverside, 1962)

wraz z Sunday at the Village Vanguard, towarzyszącym jej LP z tych samych setów, jest to najbardziej uwielbiany album trio fortepianowego w jazzie. Jakoś (w przeciwieństwie do rodzaju niebieskiego) nie traci swojej magii przez prześwietlenie. Być może wszystkie brzęczące szkło i gadający ludzie w awangardzie umieszczają tę muzykę w wiecznej teraźniejszości. „Moje głupie serce” rzuca zaklęcie tak intensywne, że tłum czuje swoją ciszę i chwilowo wycisza. LaFaro i Evans są teraz coequalami, mieszają pomysły, tańczą na zmieniających się prądach powietrza Motiana. Motywacyjny rozwój „jakiegoś innego czasu”jest obiektywną korelacją dla niewyrażalnych emocji. Już nigdy nie zagrali razem. LaFaro zginął w wypadku samochodowym 10 dni później.

na Montreux Jazz Festival

(Verve, 1968)

przez 11 lat Trio Billa Evansa miało Eddiego Gomeza na basie i wielu różnych perkusistów. Niektórzy byli niezauważeni, ale nie ten tutaj. Pierwszy album Evansa z Montreux jest wyjątkowy w swojej czystej, bujnej radości, a Jack DeJohnette jest upthrust. Dzięki niemu „pewnego dnia przyjdzie mój książę „i” Śpiąca Pszczoła ” startują i odlatują. Dzięki niemu powstały ballady, takie jak” Kocham Cię, Porgy „i” dotyk twoich ust.””Nardis” zawiera nawet paskudne Solo perkusyjne. Jeśli chodzi o Gomeza, nie został uznany za wielkiego twardziela. Sam przez sześć minut unicestwia ” ogarnij się.”Pięć dni później zespół wszedł do studia, aby nagrać coś, co stanie się innym razem.

pożegnam się

(Fantasy; rec. 1977, rel. 1980)

w dwóch ujęciach „I Will Say Goodbye” melodia Michela Legranda rozpływa się w nocy, w domenie poza czasem. Ten album stabilnego Evansowego trio z Gomezem i perkusistą Eliotem Zigmundem ma wszystko, z czego pianista słynie: bezdźwięczne, zamyślone głosy akordów,rewelacyjne przesunięcia klawiszy, subtelne cienie barw. Ale opisy techniczne nie mogą wyjaśnić, jak artysta nas trzyma. Do tego potrzebujemy metafory. Gene Lees opisał kiedyś muzykę Evansa jako ” listy miłosne pisane do świata z jakiegoś więzienia serca.”

the Paris Concert: Edition Two

(Blue Note, 1980)

Po śmierci Evansa w wieku 51 lat w 1980 roku, nadal pojawiały się nagrania z jego ostatnich lat, autoryzowane i inne. Do jego stałych osiągnięć należą dwa albumy z paryskiego koncertu z jego ostatnim trio. Evans podupadł na zdrowiu, ale młoda energia basisty marca Johnsona i perkusisty Joe La Barbera zainspirowała go do grania z niespotykaną śmiałością i swobodą. Być może Evans wiedział, że koniec jest bliski. Ledwo nadąża za muzyką, która z niego wylewa. Druga edycja kończy się monumentalnym 18-minutowym „Nardis”, piosenką, którą grał przez całe życie. Zapiera dech w piersiach, gdy o 6:36, po dzikim freeform prologu Evansa, Johnson i La Barbera wchodzą, a trio wznosi się i chodzi po niebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.